„JOMości Książę! Za przyjazdem tu powiedziano mi zaraz, iż rzecz o formacji polskiej była już w ministerium francusko-angielskim rozstrzygniona, a zarazem stosunek między Sadyk- Paszą i jenerałem Zamoyskim ostatecznie wyjaśniony. Nie miałem co pisać do WKsMości, myśląc, że wszelkie z mojej strony postrzeżenia lub ostrzeżenia byłyby już niewczesne. Teraz, gdy słyszę, że układy z rządami jeszcze się ciągną, mam za obowiązek dać wiedzieć WKsMości wrażenia, jakem odebrał od tego, co tu widać i słychać. Znalazłem Sadyka w tych samych uczuciach dla Polski i dla osoby WKsMości, jakie w nim znałem, i wszyscy, co go bliżej otaczają, są również usposobieni. Bawiłem dwa tygodnie z nimi. Był czas często i szeroko rozmówić się z wszystkimi prawie oficerami. Odwiedzałem i żołnierzy. Nieraz przychodziło mi na myśl, jak wielką miałbyś Książę pociechę, gdybyś tam był z nami. Dodam, że nimeśmy wyjechali do Burgas, nasłuchaliśmy się tu najdziwniejszych baśni o Sadyku i jego obozie. Ostrzegano nas, że tam głód; zaopatrzyliśmy się w suchary i wędlinę. Szeptano, że się narażamy i możemy być napadnięci. Śmieliśmy się z tego, i sprawiedliwie. W obozie Sadyka panuje porządek, a razem ochota i wesołość. Żołnierze bardzo przywiązani do dowódcy, korpus oficerów jest doborem ludzi rzadkich. Są tam i starzy wojskowi, i młodzi synowie obywatelscy z Poznańskiego i z Polski. Wszystko zgodne i wszystko żyje po bratersku. Duch i ton ich daleki od grubego żołdackiego hałasu i od rozlazłości salonowe. Zdawało mi się, że byłem na łonie ojczyny, i gdyby nie słabość nagła, z trudnością bym się wyrwał z tego obozu. Wiesz zapewne, Książę, że Sadyk-Pasza ma sotnie różne; obok ukraińskiej są dobruckie i kubańskie. U nieregularnych Kozaków zaprowadzony większy rygor; wszakże widziałem, że ten rygor nie osłabia ich przywiązania do pułku i do dowódcy. Drugi pułk mniej znam, bo mieszkałem w pierwszym, wszyscy jednak mówią, że złożony z dzielnych żołnierzy (widać tez to po ich postawach) i że dziś mogliby stanąć na linii bojowej. Taka formacja, gdyby rozwinęła się w większą liczbę pułków, potężnym stałaby się narzędziem dla sprawy polskiej. Ma ona żywioł w samej Turcji kozacki, ma spółczucie Bułgarów, Wołochów, że nie mówię o Ukrainie. Im mocniej to wszystko czuję, tym dotkliwiej boli mnie teraźniejsze rozdzielenie żywiołów, które owszem należało wiązać i które tak szczęśliwie zaczęły jednoczyć się same. Rozdzielenia tego sprawcą jest pan jenerał Władysław Zamoyski; nie teraz już nad onym pracuje. Nic o tym w Paryżu nie wiedziałem. Pogłoskom nie wierzyłem, a pan jenerał Zamoyski wielokrotnie mnie zapewniał, że wszystko robi wedle woli WKsMości, w zgodzie z Sadyk-Paszą. Tak nie było i nie jest. Nie może być wolą Księcia aby Sadyk-Paszę zrujnować. Pan jenerał Zamoyski nad tym pracował. Przedstawiany tu przez Sadyka jako powiernik Księcia i krewny, miał wielką przewagę nad Sadykiem jako nad protegowanym swoim. Protegował go, ale dodając użalenia przed jednym, że Sadyk nie zna wojny, przed drugim, że jest okrzyczany w Polsce etc., etc. Tym u niektórych Turków Sadykowi zaszkodził; czy sobie pomógł, nie wiem? Teraz Sadykowi odjęto znowu część żołnierzy, zatrzymując jeńców, którzy się gwałtem napierali do Kozaków. Książę Władysław mówił, że ich zatrzymuje dlatego, iż lęka się aby w obozie nie mieli niedostatku. Dziś słyszę, że mają być do kontyngensu angielskiego odesłani, zapewne z drugim pułkiem. Jaki stosunek będzie do tego kontyngensu z Polską i z Kozakami, którzy imieniem i tradycją wiązani jeszcze z naszą sprawą, nie wiem. W tej chwili drugi pułk, który długo żołdu nie pobierał i odzieży nie miał, znajdzie się materialnie lepiej pod płacą angielską; ale nadal zajdą trudności, których, zdaje mi się, jenerał Zamoyski nie przewiduje. Osoby podzielające zdanie p. jenerała Zamoyskiego i chciwie żądające przejścia na żołd angielski powiadały mi ciągle po pozycjach militarnych, świetnych w przyszłości, o wielkiej płacy, o szybkich awansach: słowem, tylko o zyskach. Na takie osoby niewiele można liczyć i nadzieje ich przesadzone rychło zawód ucierpią. Mogę uręczyć WKsMość, że przez cały pobyt w obozie ani razu ani jednego słowa o pozycjach, zyskach i przyszłych spekulacjach, i systema wiązania ludzi tylko materialnymi widokami, które zdaje się być właściwe p. jenerałowi Zamoyskiemu, ile jest mocne, widzieliśmy na królu Ludwiku Filipie. Ubliżałbym może samemu sobie, gdybym chciał zapewniać Księcia, że w tym wszystkim, co piszę o panu Zamoyskim, nie tkwi żadna osobista niechęć lub uprzedzenie. Zresztą rzecz już się stała. Mam tylko nadzieję, że WKsMość na przyszłość pod ściślejszy weźmiesz sąd doniesienia p. jenerała Zamoyskiego i o jego działaniach nie z mów, ale ze skutków zawyrokujesz. Mówiłem to wszystko co tu piszę, księciu Władysławowi; mówiłem i to, że książę Władysław widzi oczyma p. jenerała Zamoyskiego i cały tok formacji polskiej zna z historii, którą mu p. jenerał Zamoyski opowiedział, historii z faktami wcale niezgodnej. W teraźniejszym stanie rzeczy, co Sadyk-Pasza przedsięweźmie, nie wiem. Ma on zawsze nadzieję kontynuowania kozaczyzny i w usiłowaniach nie słabnął; nie widzę wszakże, jakim sposobem będzie mógł skutecznie działać w imię WKsMości i opierać się na Jego powadze, mając obok p. jenerała Zamoyskiego, który w imię także WKsMości stawić mu będzie przeszkody. Słabość zdrowia zatrzymuje mnie dotąd w domu. Niewielką też miałem ochotę widzieć się z osobami urzędowymi, które naprzód pytają o powody zajść miedzy Polakami. Odpowiadam, że należy o to zapytać WKsMość. Nie umiem zdobyć się na inną odpowiedź. Z listów widzimy, że WKsMość jesteś w dobrym zdrowiu. Mam nadzieję, że zahartowany w przeciwnościach i te nowe a niemałe troski przemożesz zwykłą stałością. Polecam się domowym względom WKsMości. Najniższy sługa Adam Mickiewicz.” Adam Mickiewicz do Adama Jerzego Czartoryskiego 25 X 1855 – tekst wg. Korespondencja Adama Mickiewicza. Wyd. 1. T. I-II. Paryż 1870-72, tom I, s. 285-288 – pdr. Kozaczyzna 261-265 (z różnicami leksykalnymi i stylistycznymi)